W stolicy Niemiec
Przedsięwzięcie zapowiadało się imponująco, bowiem w salach zgromadzono aż 700 obiektów. Ekspozycja była bardzo interesująca a do prawdziwych cymeliów z cała pewnością zaliczy należy portrety Jagiellonów Łukasza Cranacha, rzeźby i rysunki Wita Stwosza, scenografie Tadeusza Kantora, ale także tzw. skarb ze Środy Śląskiej, pierwsze wydania O obrotach Mikołaja Kopernika czy prace z cyklu Rozstrzelanie Andrzeja Wróblewskiego na co dzień schowane, nie wiedzieć dlaczego, w przepastnych magazynach Muzeum Narodowego w Krakowie. Nie brak też na wystawie filmów w tym i ciekawego Królika po berlińsku Bartosza Konopki. Z kolei zestawienie Hołdu pruskiego, wzruszającej wciąż jeszcze niektórych kobyły historycznej Jana Matejki, z wykonaną w technice haftu kopią obrazu autorstwa Janiny Panek, prowokuje do refleksji nad koniecznością przewartościowania naszego narodowego kanonu.
Na wystawę nie szczędzono grosze, miała ona być bowiem wielkim sukcesem propagandowym przewodzącej po raz pierwszy zjednoczonej Europie Polsce. Przyznać jednak należy, że frekwencję zorganizowanej za dwa miliony euro ekspozycji zapewniły głównie szkolne wycieczki z Polski. W mediach szerokim echem odbiło się natomiast wycofanie z Martin-Gropius-Bau prac podejmujących problematykę związaną z Holokaustem dwóch polskich artystów współczesnych – Berka Artura Żmijewskiego i Lego Zbigniewa Libery.
Zainteresowani mogą oglądnąć odnośne dzieła w Internecie.
http://raster.art.pl/galeria/artysci/libera/lego/libera_lego.htm
http://kultura.gazeta.pl/kultura/51,114530,10568777.html?i=1
Do berlińskich atrakcji naszego wyjazdu należał także spacer klasyczną poniekąd trasą: Checkpoint Charcie, Potsdamer Platz, Brama Brandenburska, Reichstag, Unter den Linden, Uniwersytet Humboldtów, Alexanderplatz, wieża telewizyjna. Wieczorem w obliczu załamania pogody zwiedziliśmy Pomnik Pomordowanych Żydów Europy. Duże wrażenie zrobiło też na nas Muzeum Pergamonu i otwarta niedawno panorama starożytnego miasta. Przyznać trzeba, że program wycieczki był bardzo intensywny, więc wracaliśmy do Krakowa umordowani, ale jak to zwykle w takich chwilach bywa, na Górze św. Anny zepsuł się nasz autobus. Postój w takim miejscu stanowił swoisty appendix do wystawy opowiadającej o polsko niemieckich stosunkach. Do domu dotarliśmy zatem późnym wieczorem nowym autobusem.